Wesołych! 🎄🎉

 Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim radości, spokoju i ciepła w gronie najbliższych. Niech te magiczne chwile napełnią Was sercem życzliwości, a nadchodzący rok przyniesie spełnienie marzeń oraz mnóstwo pozytywnych emocji. Wesołych Świąt! 🎄🌟

🎆 Widzimy się w 2024! 🎆

Mój pierwszy obraz na płótnie

Cześć kochani! Jak pewnie już zauważyliście, uwielbiam wszystko co artystyczne. Czuję, że to moje powołanie i sprawdzam się w różnych artystycznych dziedzinach, aby odnaleźć "to coś". Tak naprawdę nie jest to wcale takie łatwe, bo większość czynności jak już zacznę, to stają się nowym zainteresowaniem i teraz znajdź tu czas na wszystko? Też tak macie? :D

No cóż, kolejną pasją do mojej kolorowej kolekcji zdecydowanie będą obrazy na płótnie. Na pierwszy ogień jednak poszłam w zupełnie szaloną wizję i postanowiłam stworzyć obraz dodatkowo z użyciem nici. Projekt powstawał 3 miesiące, oczywiście nie każdy z tych dni poświęciłam obrazowi. W trakcie zaszło kilka zmian, jeśli chodzi o użyte przeze mnie produkty, ale pierwotny zamysł całkowicie został odwzorowany, z czego dodatkowo jestem zadowolona. 

W obrazie znajdziecie oczywiście wyżej wspomniane nici, żywicę epoksydową, beton artystyczny, brokat i farby. Na kolejny raz z pewnością kilka spraw sobie ułatwię. Najgorsze było naszykowanie podłoża do malowania na niciach. Z początku próbowałam samą żywicą, ale jednak beton sprawdził się o niebo lepiej. Jednak zabawa z żywicą też była konieczna, bo bardzo chciałam uzyskać szklany efekt przy spływającej, złotej obramówce. Dodatkowo sama ta obramówka na kolejny raz zostanie wykonana klejem na gorąco, którego akurat nie miałam w Szwajcarii i musiałam realizować swój pomysł betonem, a to było całkiem męczące. 


Dlaczego akurat lew? Nie miałam konkretnych planów co do zwierzęcia, ale jednak chciałam aby była to jakaś wyjątkowa istotka. Lew jest symbolem potęgi, dumy, zwycięstwa. Niektórym kojarzy się również ze słońcem i światłem. Uznałam, że idealnie skomponuje się ze złotem, a luźny szkic tak mi się spodobał, że zostałam już przy tym pomyśle i wytrwale dążyłam do jego realizacji. 


Jak podoba się Wam efekt końcowy?
Kolejny obraz potrzebuje miejsca i funduszy,
dlatego chętnie go oddam w dobre ręce! 😊
kontakt: imdollka@gmail.com

Fabryka Czekolady Lindt - Zürich, Szwajcaria


J
esteście smakoszami czekolady? Lubicie testować nowe smaki? A może jesteście ciekawi jak powstała czekolada? Jeśli choć na jedno z tych pytań odpowiedzieliście "tak", to koniecznie musicie odwiedzić ze mną fabrykę czekolady Lindora w Szwajcarii! Gdy tylko obiło mi się o uszy, że takie miejsce istnieje i mam do niego zaledwie godzinkę drogi, wiedziałam, że to będzie w najbliższym czasie cel do zrealizowania! 

Na samym wejściu powitała nas ogromna czekoladowo fontanna! Choć nie dało się z niej nic podkraść, bo dolna część jest tylko ozdobą, to dowiedziałam się, że mieści w sobie 1400 kg prawdziwej czekolady! To już zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Sam budynek od środka prezentuje się bardzo luksusowo i elegancko. Prócz samej wycieczki znajdziemy tam kawiarnie i sklep ze słodyczami, których nie spotkacie nigdzie indziej! 


Jednak zacznijmy wycieczkę. Zwiedzanie zaczęliśmy od samego początku, czyli od ziarenka. Pojawiły się informacje na temat zbiorów, suszenia owoców, czy fermentacji. Mieliśmy możliwość poznać dawne opakowania czekolady i ich foremki. Były także pokazowe maszyny z prezentacją jak to wszystko powstaje krok po kroku.


Po przejściu bardziej edukacyjnej części zaczął się istny raj! Przed naszymi oczami, ukazały się trzy cudowne, czekoladowe fontanny! Płynęła w nich ciepła czekolada mleczna, biała i gorzka. Tutaj już można było śmiało każdej próbować... i uwaga, można tam jeść bez limitu! Czy to nie brzmi wspaniale? Mnie najbardziej posmakowała mleczna fontanna, ale każda była naprawdę obłędna. Nawet sobie je później mieszałam, szukałam nowych smaków. Ogólnie smak mogę porównać do nadzienia Lindorowych pralinek, tylko ta konsystencja taka rozpływająca się w ustach i w przyjemnej temperaturze. To było moje miejsce numer jeden w całym muzeum.


Jednak jedzenie czekolady dopiero się zaczyna! Spójrzcie tylko na to stoisko. ;) Te maszyny na bieżąco kroją dla nas tabliczkową czekoladę na kawałki i podają plasterek na wyciągnięcie ręki. Jeśli chodzi o smaki, to tutaj z pewnością odnajdą się smakosze czekolad z nadzieniami. Nie pamiętam już wszystkich, ale najbardziej zapadła mi w pamięci czekolada z żelkami. Było tam też wiele gorzkich opcji.


Zbliżamy się do ostatniego z pomieszczeń muzealnych. Można tu sobie zrobić zdjęcie z wielką pralinką i uwaga …wita nas kolejny poczęstunek! Tym razem mamy cudowne pralinki w (jeśli dobrze zapamiętałam) 8 smakach. Też możemy jeść je bez ograniczeń. 😅 Gwarantuję, że jeśli nie czujecie limitu w jedzeniu czekolady, to w tym muzeum go poznacie. 🙈


Choć muzealna część jest już za nami, polecam zajrzeć jeszcze do sklepu, bo drugiego takiego nie znajdziecie! Jest w nim tak ogromy wybór, że byłam szoku niektórych smaków. Można nawet poprosić o czekoladę na zamówienie! Kupiliśmy nowe smaki pralinek i orzechową czekoladę na kanapki.


I to już koniec naszej wirtualnej wycieczki. Bardzo chętnie poczęstowałabym Was na koniec pralinką, ale jeszcze takie możliwości przez Internet nie istnieją. 😅 Nie chciałam zdradzać wszystkiego, żebyście też mogli się czymś zaskoczyć, gdy odwiedzicie tę fabrykę. Warto zagłębić się choćby w samą historię marki, bo tak naprawdę jej nazwa to Lindt & Sprüngli, a sukces jaki osiągnęli zawdzięczają przypadkowi. Zapomniano wyłączyć maszynę mieszającą i działała bez przerwy przez kilka dni. Temu właśnie przypadkowi zawdzięczamy tak aksamitną konsystencję obecnych czekolad. 🤎

Byliście kiedyś w podobnym miejscu? 
Jaka czekolada jest Waszą ulubioną?
Copyright © Dollka Blog